niedziela, 31 marca 2013

Obecna pielęgnacja mojej twarzy

Jakiś czas temu pokazywałam Wam kosmetyki, których używam do pielęgnacji mojej twarzy. Od tego czasu sporo się zmieniło, więc dzisiaj postanowiłam przedstawić to, co stosuję obecnie.

Nie ujęłam w tym zestawieniu produktów do demakijażu i oczyszczania, ale o nich pojawią się osobne notki.

Jakiś czas temu na moim czole pojawiło się dużo podskórnych grudek, mimo że nie zmieniałam żadnych kosmetyków do pielęgnacji, a makijaż stosowałam bardzo rzadko. Dlatego postanowiłam przerzucić się na coś bardziej naturalnego.

Czytałam wiele pozytywnych opinii o kremach firmy Receptury Babuszki Agafii, które w 98% są wyprodukowane ze składników naturalnych. Z racji mojego wieku skusiłam się na serię Zatrzymanie Młodości do 35 roku życia. Zamówiłam je na stronie kokardi.pl, którą swoją drogą serdecznie polecam (zamówienie robiłam w środę wieczorem, a w piątek znalazłam już awizo w skrzynce).

Krem pod oczy, to w dalszym ciągu ten pietruszkowy z Ziai, zwyczajny ale chcę mieć dobry nawyk na przyszłość.

Na wypryski stosuję maści - ichtiolową i cynkową. Tę pierwszą do wyciągnięcia potwora, a drugą do wysuszenia go do końca.

Brwi smaruję olejem rycynowym, aby były gęściejsze i ciemniejsze. Dzięki niemu, mogłam je trochę zapuścić (chciałam by były trochę grubsze).

I to tyle. Na razie jestem zadowolona z tych kremów, ale stosuję je dopiero od około miesiąca, więc więcej napiszę za jakiś czas.



Buziaki,
Karo.

wtorek, 26 marca 2013

Róż z Bell

Nie wiem, czy te róże są jeszcze dostępne. Ja swojego kupiłam w osiedlowej drogerii jakoś na początku zeszłych wakacji. To był mój pierwszy róż (tzn. lata temu jakiś tam miałam, ale się skończył i potem nie używałam niczego różowego, musiałam mieć nieźle płaską twarz :P). A jego numerek to 4.


Gramatury doszukać się nie umiem (możliwe, że już się starła). Kosztował chyba około 7 złotych.
Jego kolor to brudny róż z lekką domieszką pomarańczy/cegły.. Nie umiem opisać. W każdym razie bardzo neutralny i uniwersalny - myślę, że będzie pasować wielu osobom.

Zaletą lub wadą tego produktu jest bardzo mocne napigmentowanie. Łatwo z nim przesadzić i pewnie dlatego nie używam go zbyt często - rano z światłem jest problem, a nie chciałabym wyglądać jak rosyjska matrioszka. Utrzymuje się na twarzy dosyć dobrze, ale tak naprawdę to zależy od tego, co mamy pod nim i jak często dotykamy twarzy. Schodzi w sposób naturalny, nie robi plam.


widać tutaj pigmentację, nie tarłam palcem jak głupia
Jak widać, jest całkiem matowy, co pewnie jednym się spodoba, a innym nie. Mnie tam błysk nie przeszkadza (oczywiście mówię o delikatnym błysku, a nie chamskim brokacie). :)

Nie wiem, czy go polecam. Niby nie można mu nic zarzucić, ale sama rzadko go używam i nie pałam do niego sympatią. Wydaje mi się bardzo zwykły i trochę nudny. Na pewno osoby z ciężką ręką powinny uważać.

Stosowałyście róże z Bell?

Buziaki,
Karo.

sobota, 23 marca 2013

Moja naustna kolekcja - część druga, błyszczyki

Czas na drugą część moich kolorowych mazideł do ust. Pierwszą, czyli szminki możecie znaleźć tutaj.

I czas na zdjęcia (po raz kolejny kolory są lekko przekłamane).


Od lewej:

Jak widać, mam ich mniej, niż szminek. Rzadziej też ich używam.  Kiedyś wolałam błyszczyki, ostatnio pokochałam pomadki.

A tak wyglądają na rączce:

Kolejność jak na poprzednim zdjęciu.

I jak Wam się podoba moja kolekcja?


PS Dziękuję za wszystkie miłe słowa, jakie napisałyście pod poprzednimi postami. W końcu, pozbawiona dużej ilości krwi, wróciłam do domku i zaczynam nadrabiać braki. Postaram się bywać częściej.

Buziaki,
Karo.

wtorek, 19 marca 2013

Przywołuję wiosnę paznokciami

Wolę ciemne lakiery, ale ileż można je nosić? Za oknem wciąż mroźno, jednak ja postanowiłam przywołać wiosnę za pomocą manicure, który kojarzy mi się z ciepłymi porami.
Pastele noszę tylko wiosną i latem. Pokazaną niżej miętkę kupiłam niecały rok temu w osiedlowej drogerii za jakieś 5 zł/11 ml.


Lakier pochodzi z firmy (?) ( nie wiem czy to osobna firma, czy odłam Golden Rose) Classics z serii Glamour, a jego numerek to 211. Nie zawiera formaldehydu, toluenu i innych takich, co można wyczytać na stronie.

Kryje tradycyjnie przy dwóch warstwach, schnie w normie. Jego pędzelek jest dosyć cienki. Mimo nieużywania przez ponad pół roku, nie zgęstniał. Używanie go nie sprawia żadnych kłopotów. Na pewno skuszę się jeszcze na jakiś lakier z tej serii.


Na palce: serdeczny i kciuk nałożyłam jeszcze jedną warstwę złotego brokatu, ażeby nie było zbyt nudno i dodać jakiś "zimowy" akcent (brokaty noszę głównie w chłodne pory). Całość jeszcze oczywiście pokryłam top coatem.

Mięta to obowiązkowy kolor na wiosnę i lato, więc jeśli jeszcze go nie masz w swojej kolekcji, to polecam spróbować powyższy lakier.

PS Przepraszam, że mnie u Was mało ostatnio, ale jestem w szpitalu i nie mam możliwości by dużo czasu spędzać na internecie (tylko trochę na telefonie). Jak wrócę, to nadrobię wszelkie braki.

Buziaki,
Karo.

poniedziałek, 18 marca 2013

Moja naustna kolekcja - część pierwsza, szminki

Nic dodać, nic ująć. W tym wpisie chciałam Wam pokazać wszystkie szminki jakie posiadam. Pewnie dla większości z Was to niewiele, jednak ostatnio ich kolekcja się u mnie powiększyła. Jeśli jakaś Was specjalnie zainteresowała, a nie ma jeszcze jej recenzji, dajcie znać i jak wrócę, to napiszę o niej więcej.

A teraz najważniejsze, czyli zdjęcia. Niestety odrobinę przekłamują kolory, za co z góry przepraszam.


W mojej mikro "kolekcji" posiadam 8 kolorów. Od lewej:

Nie umiem wybrać jednej ulubionej, bo zdarza mi się, że mam "fazę" na którąś z nich i męczę ją przez jakiś czas na okrągło, a potem przez jakiś czas nie używam. Jednak pomarańczka z Kobo budzi we mnie szczególną sympatię i myślę, że bardzo mi w niej do twarzy.

A teraz przekłamane zdjęcie kolorów na rączce:

Pierwszy rząd to Rimmelki: 105, 16, 070, 038,
Drugi: Wibo 05, Wibo 08, Maybelline, Kobo.

Jak Wam się podoba moja skromna gromadka? 

PS W najbliższym tygodniu czeka mnie pobyt w szpitalu, dlatego będzie mnie tutaj mniej - nie mam możliwości na częste korzystanie z internetu (tylko chwila na telefonie). Przygotowałam kilka wpisów, Wasze nadrobię po powrocie, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

Buziaki,
Karo.

wtorek, 12 marca 2013

Jak odświeżyć stary mani?

Metoda nie jest odkrywcza i pewnie wszystkim dobrze znana - a mowa tutaj o ombre.
Wcześniej robiłam je dwa razy i całość od początku zajmowała trochę czasu. Jednak samo odświeżenie zabiera go znacznie mniej i to dobry sposób, jeśli nie chcemy zmywać lakieru i malować paznokci na nowo.

Ostatnio często zdarza mi się umyć naczynia bez rękawiczek (nie chce mi się zakładać ich na jeden talerz/szklankę/patelnię i tak kilka razy na dzień, więc się zbiera), dlatego lakier szybciej się ścierał. Poza tym ostatnio zapomniałam utrwalić go topperem.

Do zabawy potrzebujemy:

  • kilkudniowych paznokci i lakieru, którego wcześniej używaliśmy (zapomniałam umieścić go na zdjęciu, ale to Wibo nr 177),
  • drugiego lakieru (najlepiej do tej roli sprawdzi się coś ciemniejszego),
  • kawałka gąbki (ja używam zwykłej),
  • top coatu (better than gel nails z Essence),
  • nożyczek do obcięcia gąbki,
  • kawałka kartki.
Co z tym zrobić?

1. Na karteczkę nałożyć lakier do cieniowania  i zamoczyć w nim gąbeczkę.


2. "Pociapać" gąbeczką po paznokciu, mniej więcej do połowy.


3. Na karteczkę nałożyć lakier bazowy i zamoczyć w nim gąbeczkę.


4. "Pociapać" gąbeczką na granicy kolorów, żeby przejście było łagodniejsze


5. Przykryć paznokcie top coatem, żeby powierzchnia była gładka.


Tym razem wyszło mi średnio, ombre jednak wygląda lepiej, gdy kontrast pomiędzy kolorami jest mniejszy. Po zabiegu całe palce są uwalone lakierem i później trzeba to zmyć (zdjęcie zrobiłam jeszcze na mokro, dlatego nie zdążyłam tego zrobić).

I jak Wam się to podoba?
Odświeżacie niekiedy swoje manicure?

Buziaki,
Karo.

niedziela, 10 marca 2013

Korektor Synergen

Kupiłam go podczas dużej promocji na marki własne Rossmana we wrześniu. Nie wiem, jak wcześniej bez niego funkcjonowałam.




Zakryje każdego pryszcza czy inną niedoskonałość. Pod oczy oczywiście się nie nada. Kosztuje jakieś 6 zł. Można go dostać w kilku odcieniach. Numer 1 - Vanilla, który posiadam jest najjaśniejszy.

Pasuje do mnie, bo jest żółty, jednak mimo wszystko trochę za ciemny. Po roztarciu granic nie odznacza się mocno, jednak są na tym świecie osoby bladsze ode mnie. Dlatego też szkoda, że nie ma jeszcze jaśniejszych kolorów.
4 gramy produktu zamknięto w solidnym, szminkowym opakowaniu. Nie pęka, nie psuje się i wygląda ładnie. Jest bardzo wydajny, starczy mi na długo, bo nie używam go w zastraszających ilościach.



Polecam serdecznie osobom, które nie mają ultrajasnych karnacji

Buziaki,
Karo.

wtorek, 5 marca 2013

Jak wygląda moje farbowanie?

We wpisie z historią moich włosów, napomknęłam co nieco o tym, jak farbuję włosy. Dzisiaj pora na więcej.

Robię to co 5-6 tygodni, zależnie od tego, czy mam jakąś ważną okazję, gdzie wypada dobrze wyglądać. Niestety muszę używać do tego celu rozjaśniacza, gdyż farby rozjaśniają mi włosy do blondu, który jest ciemniejszy niż ten na reszcie głowy (widać to przy tym wpisie).

Używam do tego zawsze rozjaśniaczy z Joanny. Poleciła mi je koleżanka, która swojego czasu biegała z samodzielnie zrobioną platyną na głowie. Kupuję je w sklepie spożywczym pod moim blokiem za 8,10 zł. Widziałam je taniej w supermarketach, ale rzadko w nich bywam (to wszystko przez bliskość Lidla).


W opakowaniu znajdują się
  • 9% utleniacz w kremie,
  • proszek rozjaśniający,
  • rękawiczki,
  • instrukcja obsługi,
  • maseczka.
Ta wersja jest moją ulubioną, bo niektóre rozjaśniacze mają utleniacz w postaci wodnej, którą trudniej się rozrabia.

Po zmieszaniu wychudzi nam cuchnąca niebieska maź, która ma rozjaśnić włosy o 4-6 tonów.


Mamusia nakłada mi ją na same odrosty. Przyznam szczerze, że nie jest to takie całkiem proste, ponieważ preparat na głowie delikatnie zasycha i łatwo można pominąć jakieś miejsca, w sumie rzadko się zdarza żebym miała idealnie pokryte włoski. :P

Po nałożeniu, skóra głowy lekko swędzi, ale da się to przeżyć.. :) 

Nie wiem, szczerze mówiąc, przez ile minut trzymam farbę na głowie. Zawsze obserwuję bacznie to, co się dzieje z odrostami i zmywam, kiedy widzę, że nadszedł odpowiedni czas. Zagapienie się mogłoby zaszkodzić włosom.

Przy zmywaniu używam zawsze niebieskiego szamponu tej samej firmy, ponieważ zaraz po rozjaśnieniu włosy przy nasadzie są bardzo żółte. Następnie używałam zawsze swojej odżywki. Wczoraj postanowiłam jednak przetestować dla Was tej załączonej do opakowania. Włosy po jej zmyciu są mega wygładzone. Czuć, że jest napakowana silikonami, jednak po rozjaśnianiu są nam one bardzo potrzebne.. :) W domu mam pełno tych saszetek, musiałabym je w końcu zużyć. :))

A teraz najważniejsze, czyli efekty. Zdjęcia przed mogą niektórych zgorszyć, więc zwijam post w tym momencie.