Hej kochane!
Dzisiaj postanowiłam zrobić trochę inny wpis niż zwykle i pokazać Wam poszczególne etapy wykonywania mojego manicure. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, jednak najpierw przedstawię Wam wstępną charakterystykę mych dłoni.
Mam wielkie szczęście, bo moje dłonie nie przesuszają się zbytnio ani zimą ani latem. Niekiedy zapominam o kremowaniu i nic złego się z nimi nie dzieje (chyba, że jest naprawdę mocna zima, a ja wyjątkowo je zaniedbam, wtedy kilka smarowań ponownie załatwia sprawę). Paznokcie mam z natury mocne. Nie wspomagam ich żadnymi odżywkami ani suplementami diety. Rzadko się rozdwajają i nie łamią samoistnie. Cały czas noszę je pomalowane. Rok temu nagle miałam z nimi mały problem i strasznie się łamały. Zaczęłam wtedy używać słynnej odżywki 8 w 1, która sprawiła, że wróciły do poprzedniego stanu. Po jakimś czasie ją zgubiłam na wakacjach, ale na szczęście nic się z nimi nie zmieniło. Zazwyczaj noszę długie paznokcie w kształcie migdałka. Co jakiś czas zdarza mi się w coś uderzyć, lub przekroić paznokcia nożem i trzeba zapuszczać je od nowa. Po ostatnim złamaniu dla odmiany spiłowałam je na bardziej kwadratowo, gdyż na krótszych paznokciach taki kształt podoba mi się bardziej niż okrągły, jednak pewnie za długo w takich nie wytrzymam i gdy podrosną, zaokrąglę je (dłuższe wolę migdałowe).
Manicure wykonuję jakoś raz w tygodniu, ponieważ lakiery trzymają mi się długo, więc szkoda mi ich częściej zmywać.
A teraz czas na zasadniczą część posta razem ze zdjęciami.
1. Czas zmyć lakier! Tutaj Wibo [
KLIK] po 6 dniach noszenia. Jak widać, końcówki są lekko starte. Można by go na siłę jeszcze ponosić, ale na drugiej ręce pojawił się już mały odprysk.
Do tego celu używam migdałowego zmywacza z Isany. Jest tani, wielki (butla starcza mi na jakieś pół roku) i świetnie zmywa - czego chcieć więcej?
2. Piłowanie. Używam do tego papierowego pilniczka. Kupiłam ich wielki zestaw w Pepco bodajże pół roku temu, a jeszcze mi ich łohoho zostało. Staram się piłować paznokcie w jedną stronę, ale hmm, różnie mi to wychodzi.
3. Peelingowanie. Kiedyś tego nie robiłam, ale odkąd spróbowałam, zakochałam się! Używam peelingu z firmy Paloma, który wygrałam w rozdaniu u Belli. Mocno zdziera, ślicznie pachnie i sprawia, że dłonie są gładkie i miłe w dotyku.
4. Malowanie. Po peelingu odsuwam zmiękczone skórki, jeszcze raz przecieram płytkę lakierem aby ją odtłuścić i zabieram się do malowania. Nie używam base coatu (nie czuję takiej potrzeby, płytka mi się jeszcze nigdy nie zabarwiła, a poza tym nie lubię nakładać zbyt dużej ilości warstw). Zazwyczaj maluję dwie cienkie warstwy lakierem kolorowym, a gdy wyschną nakładam top coat z Wibo. Nie wiem, jak kiedyś mogłam tego nie robić.
I to już koniec moich większych rytuałów. Na co dzień stosuję krem (niekiedy średnio regularnie), ale ostatnio się do tego mocniej przykładam i smaruję dłonie jakoś dwa razy dziennie. Aktualnie używam niedostępnego już migdałowego kremu z Isany - ładnie nawilża i przyjemnie pachnie.
Jak widzicie, jestem minimalistką w tych sprawach, jednak nie potrzebuję niczego więcej.
A jak z Waszą pielęgnacją? Jest równie okrojona, jak moja czy mocniej rozbudowana?
Karo